Choć jesień bywa urocza, nie zmienia to faktu, że jej aura przesilenia jest jak betonowa ściana, na którą wpadamy z zaskoczeniem. Otumanieni, próbujemy się otrząsnąć. A tu…. w tym czasie wszystkie pomysły, dyscyplina, misterne plany się rozsypują pod siłą upadku i szoku. Pogoda nie dopisuje, coś się leje na głowę, za kark, wieje tak silnie, że nie sposób utrzymać poły płaszcza. Jak z tym walczyć? Jesienne przesilenie nadeszło – gdzie zatem znaleźć moc na nowo?
Cykliczność pór roku nadaje rytm zmian i w naszym życiu, na wszystko nadchodzi pora i na odpoczynek i pracę.
Moc na nowo powróci po czasie regeneracji.
Można się z tym szarpać albo wrzucić na luz. Chwila odpoczynku, rezygnacja z intensywności, szybkiego biegu, obowiązkowości w najdrobniejszej sprawie, rozluźnienie listy wymagań względem siebie, pozwolą w zdrowym rytmie przejść przez przesilenie.
Oto moje pomysły na zaczarowanie jesieni:
1. Pozwalam sobie na sen.
Jesień to czas regeneracji sił przed zimą. Wszystko w przyrodzie powoli zwalnia, wegetacja zbliża się do punktu spokojnego wyciszenia, zwierzęta zbierają zapasy na zimę, odkładają tłuszczyk. Zatem nie przeskoczymy odwiecznego prawa rytmu natury. Mimo poczucia siły i świadomości decydowania, należymy do niego i my, ludzie. Warto zatem się wyspać, nie siedzieć zbyt długo przy komputerze.
Proces snu regeneruje nasze komórki. Jest to najprostszy, ale też bardzo skuteczny sposób na długą młodość i świeżość. Wypoczynek naprawdę jest ważny!
2. Wrzucam jesienny drobny luz.
Moje przyrzeczenie zawieszenia zakupowego przeżyło załamanie pod naporem jesiennej szarugi i faktu, że zaraz mam ruszać na studia (w weekendy) pomiędzy pracą. Osłabiony pancerz motywacji do panowania nad sobą zawodzi i do koszyka wpadają dwie pary butów – jesiennych, choć nieco niepraktycznych. Jedne zamszowe a drugie jasne, a deszcz daje się we znaki. W kałuży na pewno w nich nie potańczę. Zbyt duże ryzyko. Trudno, nie zawsze trzeba być 100 proc praktycznym, a „pantofelki z baśni” skradły moje serce od pierwszego wejrzenia. Cóż było począć…
Mimo potknięcia w poście, staram się nie być dla siebie za surowa. Otuchy dodaje fakt, że obie pary były przecenione o 50%. Poza tym Ryłko to firma, której jestem wierna od dawien dawna. Liczę na długowieczność zakupu.
3. Podpisuję dni imieniem swym, szczególnie jesienią.
Nadaję szarościom deszczowych dni kolory indywidualności. Szukam chwili, którą świadomie docenię. Celebruję moment. Pomagają przy tym przedmioty szczególne, mające moc i ładunek emocjonalny. Np. kawa z ulubionego kubka bardziej smakuje, też tak macie?
4. Uśmiech jesieni.
Uśmiech, jako fizyczne wygięcie ust w górę, wyzwala hormony szczęścia. dostajemy wtedy zastrzyk energii. A gdyby zatem przed wyjściem w słotną aurę panującą na dworze, szeroko uśmiechnąć się do lustra? Czy mogłoby to spełnić zadanie antidotum na humor pod psem? Uśmiech, w odróżnieniu od aptecznych preparatów, nic nie kosztuje.
Jesienne przesilenie – gdzie moc? Moc ma uśmiech!

5. Szukam kolorów jesieni.
Moc kolorów, moc jesieni to lek na przesilenie. Rude brązy, rdzawe pomarańcze, przyciemniałe butelkowe i głębokie zielenie, winna czerwień i oczywiście fiolet śliwek jak i wrzosów otaczają nas w naturze. Warto zatem zaimportować tę paletę barw Pani Jesień do wnętrza i garderoby. Właśnie one ożywiają, synchronizują z władającą obecnie światem porą roku. Odwołując się do gamy jesieni – wiecie, że fiolet to kolor niezrównoważonych? Może dlatego jesienne przesilenie wnosi wibrację niestabilności humoru i momenty rozdrażnienia? Łatwiej też wtedy wybuchnąć płaczem bez powodu. Taki stan też jest wpisany w naturę, więc warto się po prostu wypłakać i przez chwilę pojęczeć, by zaraz iść do przodu.

6. Czas na marzenia!
Jesienne długie wieczory rozpościerają idealny horyzont, na którym warto rozłożyć kolor marzeń.
W tym czasie szczególnie zapraszam te sny na jawie, abstrakcyjne, o domu na drzewie, wśród szumiących liści, blisko tęczy i białości chmur w fantasmagorycznych kształtach. Przywołuję i te realne, do których małymi krokami dążę. Odświeżam też ich ważność i zastanawiam się nad planem działania.

7. Nauka, jesień i moc.
Luz, marzenia, ale wrzesień to przecież powrót do szkoły, a w październiku już czas powrócić na studia. Czas kompletować przybory, odkopać kubek termiczny na niezbędne zapasy kawy. Czasem trzeba też zerknąć w notatki z ubiegłego semestru, gdyż jeden egzamin się ciągnie i czeka do zaliczenia.
Jesienne przesilenie – jak znaleźć moc na nowo do nauki?
Odpowiedź na to pytanie brzmi tak: systematyczne podejście do sprawy ma moc. A jak nie można to… kawa. Kawa, kawa, kawa. Ona pomoże. :)))

8. Chcę zostać odkrywcą. Pokonam jesienne przesilenie mocą nowości.
Ostatnio odkrywam piękną Księgarnię „Moda na czytanie” w urokliwym budynku braci Jabłkowskich. Miło zobaczyć tchnięte w te mury trochę życia. Przez wiele ostatnich lat pustka i mrok raziły przechodniów centrum. Idealna, wypełniona historią przestrzeń marnowała się za długo.
Szara, modernistyczna fasada kryje w sobie wytworne, lecz funkcjonalne wnętrze. Projekt został zrealizowany według Karola Jankowskiego i Franciszka Lilpopa, którzy nadali mu wielkość domów handlowych zachodu. Schody wiją się wężowo w górę, oświetlają je promienie filtrowane przez witraże, zakończone szlachetnym łukiem. Robi to niesamowite wrażenie, onieśmiela. Czy to świątynia czy sklep z książkami? Mimowolnie ściszam głos. Szepczę, bo muszę wyrazić swoje podekscytowanie znaleziskami.
Pamiętam jeszcze te czasy, gdzie na ostatnim piętrze popijałam kawę za 5 zł – być może najtańszą w mieście, a pode mną spoczywały setki książek, spały na regałach do momentu, aż ktoś chętny ich historii nie zbudził z literackiego snu. W tym delikatnym szumie skrzydeł – kartek można było idealnie się zrelaksować.
Nowoczesna na czasy powstania konstrukcja szkieletowo – żebrowa budynku kryła w sobie cud techniki. Warszawa od tego momentu mogła w końcu wsłuchiwać się w cichy szmer szklanej, ekskluzywnej windy.
Dom Towarowy Braci Jabłkowskich rozpoczął swą działalność 7 listopada 1914. Lata dwudzieste to złoty okres tego miejsca handlowego. Sklepy były czynne również w czasie okupacji, a podczas Powstania Warszawskiego właściciele intensywnie wspierali powstańców i dostarczali potrzebną odzież, buty i żywność. W jego murach produkowano też amunicję. Budowla obdarzona jest dużym ładunkiem szczęścia. Jako nieliczna, uszła cało z wyniszczającego zabudowę Warszawy bombardowania.
Bracka 25 zaprasza. „Moda na czytanie” oferuje książki skrojone na miarę każdego czytelnika. Poza tym znalazłam kilka ciekawych wydań książek, estetycznych, takich, że aż nachodzi ochota wchłonięcia ich niczym najsmaczniejszego tortowego kawałka. Szczególnie zachwyciła mnie seria, która przewiduje miejsce na własne notatki czy szkice. Skłania właściciela do fizycznej interakcji z tekstem.
9. Zalecenie lekarza na jesienne przesilenie – czytanie na dobranoc 🙂
Nawet kot się do tego stosuje i czyta razem ze mną. Ponadto służy jako żywy termofor. Czego chcieć więcej na jesienne wieczory! Dodatkowo książkowe hobby przedłuża życie. Tak podają naukowcy.

Jak wy czarujecie jesień? Może ktoś wymyśli punkt 10?
Słonecznego dnia,
Magdalena
Interesujący tekst, który został dopełniony oryginalnymi zdjęciami! Gratulacje! 🙂
Dziękuję za motywujący komentarz!
Magda.
Ja przynoszę do domu ożywiające kolory z nadwiślańskich spacerów. Tam, w łęgach znajduję zadziwiające jesienią kolorowe plamy kwiatów, intensywnie fioletowe kępy jeżyn i innych, nienazwanych przeze mnie krzewin. Czasem tworzą rozległe, płożące się kobierce. Zdjęcie pomarańczowo pożółkłych liści małych klonów lądują na pulpicie i w słotę zastępują słońce.
Jesienią mam nadal co robić. Na ryby!!! Na Mazury. W domku cały czas pracuje farelek, mycie w misce, obok niej wiadro nagrzanej wody. Nad wodą mgły. W wąskiej cieśninie jeziora, kiedy wzrok przebije się przez mgłę gapię się na pięć koni pasących się na łące. Solidnie zbudowane, grube pęciny- pociągowe. Kto teraz pracuje z końmi?! To chyba jakiś romantyczny gospodarz trzyma je po to, bym mógł je oglądać.
Czasem wiosła zostawiają na wodzie ślady na kilka godzin. Bezruch. Plączę się po nich przez cały, krótki dzień. Czasem na jeziorze jestem zupełnie sam. A w wodzie szczupaki. Uwielbiam znajomość z nimi. Od lat ich nie łowię- z błystki zdejmuję kotwicę. Ale każde targnięcie (tak czuje się na wędce branie) jest dla mnie jak przywitanie starego znajomego,
albo poznanie z kimś nowym. Przed zmierzchem snujące się z kominów dymy nęcą odpoczynkiem w cieple.
Angelologia i Dal
Wyjazd na Mazury zwykle dojrzewa we mnie dwa tygodnie. Jak wiesz i piszesz czas przygotowań jest równie ważny jak sama wyprawa. Jesień jest piękna
Piszesz świetnie, Wciąż lepiej.
Twój blog zachęca mnie do odpowiedzi, Dzięki za to
WK
Witaj Włodku.
Dziękuję za Twoją odpowiedź – opowieść o szukaniu tej nieuchwytnej więzi z naturą i sobą, o Mazurach. To niezwykłe, choć tak zwykłe miejcie. Też mam z nim wiele wspomnień. Dziwne, że trochę wody, spartańskie warunki i szum drzew daje tyle radości. A może nie tak dziwne…? Przedziwne, że dajemy radę tak długo w szumie miasta, tłoku, natłoku, lawinie bilbordów i mamiących ofert. 🙂
Jesień jest piękna, tak. Nawet jej słota i szarość. Takie jest też życie – promienie słońca przeplatane w warkoczu ze strugami deszczu.
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję Cię więcej poczytać!